1. VIBE CREATION
2. BAOBAB
3. ŁUKOWICA
4. TRIPLE BIRTH
5. DANCE WITH DARKNESS
6. SUN & AIR
7. ATLAS
8. WEIRD JOKE
9. TESLA COIL

Recenzja koncertu

Kwartet

zaprezentował

kompozycje

wydawniczo

jeszcze

nieistniejące,

zawartość

mającego

się

wkrótce

ukazać

debiutanckiego

albumu.

Scenę

przeszywały

atmosferyczne

dźwięki

z

pogranicza

jawy

i

snu;

muzyki

eksperymentalnej,

neurotycznej

psychodelii

i

jazz-rockowych

brzmień,

rozmytych

i

trudnych

do

precyzyjnego

zdefiniowana.

Powiedzieć,

że

grupa

operowała

przebogatym

wachlarzem

efektów

oraz

techniką

dworującą

sobie

ze

schematów,

to

jakby

nic

nie

powiedzieć.

Każdy

z

utworów

był

strukturalnie

zróżnicowany,

nakłuwany

częstymi

zmianami

tempa

i

nastroju,

z

jakąś

niepojętą

dla

mnie

sekwencją

zdarzeń

nieprawdopodobnych,

bardzo,

ale

to

bardzo

konceptualną.

Pulsujące

melodie

z

biglem

co

rusz

trzeszczały

pod

naporem

może

nie

mrocznej,

ale

subtelnie

złowieszczej

nuty.

„Vibe

creation”,

„Baobab”,

„Łukowica”,

„Triple

birth”,

„Dance

with

darkness”,

„Sun

&

air”,

„Atlas”,

„Weird

joke”

i

„Tesla

coil”,

z

„Green

Dolphin

Street”

Bronisława

Kapera

na

bis,

piątkowy

koncert

był

dla

mnie

trudny

do

zdekodowania

i

całościowo

enigmatyczny,

a

sam

kwartet

to

jeden

z

bardziej

nieprzewidywalnych

kolektywów

jazzowych,

jaki

miałem

okazję

ostatnio

spotkać.

Kolektyw

celebrujący

abstrakcję

w

sposób

zręczny,

na

zimno

i

z

klasą

podchodzący

do

wszelakich

podziałów

rytmicznych,

jak

i

stylistycznych.

Muzyka

wieczoru

muzyka

Jacek

Pietrzak

Quartet

wydobywająca

się

z

ich

mentalu,

z

ich

instrumentów,

w

mojej

głowie

układała

się

w

sposób

niejednoznaczny.

Niczym

wypatrywanie

zza

firanki

romantycznego

tańca

świateł

i

cieni

w

środku

nocy,

wzdłuż

znaczonej

latarniami

posępnej

alejki.

A

może

to

nie

taniec?

Może

klincz?

Krzyk?

Szarpanina?

Takich

jednocześnie

niepokojących,

a

zarazem

fascynujących

momentów

w

czasie

trwania

występu

było

całe

mnóstwo,

ale

każdy

z

nich

miał

zupełnie

inny

charakter,

rozmywający

się

w

pełnej

palecie

emocji

i

barw.

Jeżeli

w

trakcie

koncertu

stajemy

się

zakładnikami

charyzmy,

warsztatu,

mocno

przemyślanej

architektury

w

spinaniu

ze

sobą

niepowtarzalnych

historii

tworzonych

tu,

teraz

i

tylko

w

przestrzeniach,

które

wypełnia

się

tym,

co

w

jazzie

najbardziej

wyraziste

i

unikatowe,

to

znaczy,

że

trafiliśmy

pod

właściwy

adres.

Jakaż

to

była

piękna

klamra

5.

edycji

SJF.

Bartosz Szarek

Nadchodzące wydarzenia

Su
Mo
Tu
We
Th
Fr
Sa
28
29
30
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
1
2
3
4
5
6
7
8